wtorek, 31 maja 2016

MICHAŁ PRANKE

Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu

Unisono alienacji w poezji Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego. Głos pierwszy: pogranicza

Rozpocznijmy od wierszy:

Początek tygodnia

w naszym przygranicznym miasteczku
(co nad jedną małą rzeką i nad drugą małą
rzeką leży) śmierć się w poniedziałki
pokazywała w dzień targowy gdy wybór był wielki

nad jedną małą rzeką i nad drugą małą
rzeką (co do nas ze świata pewnie płynie
i potem w świecie gdzieś przepada) śmierć
każdą błyskotkę sprzedać chciała i każdą

kupić za bezdurno a baby ze śmiercią gadały
ach jak się ze śmiercią głośno pospolitowały
po imieniu sobie mówiły moja kochaneńka
a wszystko przez te grzebienie fartuszki lusterka[1]

Dumka

jeszcze nie umiem słowa Polska
jeszcze się waham wymówić jednym
tchem Polska i Ukraina Ojczyzna
Rodzicielka słowo zupełnie bez przyszłości

cóż ono znaczy: Matka w grobach
swoich synów wiedzą o tym
którzy narodzili się wczoraj w dawno
zapomnianych pieśniach bohaterskich

dlatego jeszcze nie umiem
słowa Polska gdy wielu
zdążyło się nim nasycić
i zadręczyć innych[2]

Jak widzimy, objawiła się dość poważna niezgodność między brzmieniem tematu wystąpienia, a brzmieniem części pierwszego z przytoczonych wierszy – zauważmy, że różnica między wyrażeniami „przygraniczny” i „pogranicze” w kontekście wierszy Dyckiego ma znaczenie zasadnicze. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta: „przygraniczny” oznacza miejsce (obszar, pas, region, strefę, wieś, miasto) w pobliżu pewnej granicy, znajdujące się po jednej jej stronie, a „pogranicze” miejsce obejmujące różne strony określonej granicy. Rzecz  w tym, że pogranicze u Dyckiego nie jest jedno, stąd też liczba mnoga.
            Transgresywność na jaką wskazuję w powyższym – Tkaczyszyn-Dycki jako poeta sytuujący się po różnych stronach granic, „ani tam, ani tu” – nie wybrzmiała jednak w tytule celowo. Kwestie przekraczania, kresowości, graniczności i faktycznych Kresów w poezji autora Imienia i znamienia była już w literaturze omawiana wielokrotnie[3] i – jak wiadomo – jest to istotny element składający się na poetycką osobność Dyckiego, podobnie zresztą jak stałe przywoływanie choroby czy wskazywanie nieheteronormatywnej tożsamości seksualnej. W tym tekście chciałbym skupić się jednak nie na transgresjach, a kwestiach usytuowanych na pograniczu autotematyzmu tych wierszy, który w sposób odróżniający pracuje na rzecz alienacji podmiotu. Wątki autotematyczne wplecione w krąg codzienności i codziennego doświadczenia sprawiają, że podmiot samoidentyfikujący się jako inny, obcy[4], czyni to tym silniej, im wyraźniej zaznacza swoją tekstową naturę. Nie-centralność wskazanych wątków względem zagadnienia alienacji tłumaczy wystąpienie określenia „pogranicza” w brzmieniu tytułu tego szkicu. Wybór tekstów, na których opieram swoje rozważania jest wyborem niechronologicznym, arbitralnym i w założeniu ma posłużyć czytelnemu zobrazowaniu proponowanej tezy, nie rości sobie pretensji do kompletnego omówienia wątku autotematyzmu w poezji Dyckiego.
            Współczesne rozumienie terminu wprowadzonego przez Artura Sandauera[5] słusznie zakłada, że rozumienie relacji między literaturą rzeczywistością „nie da się utrzymać w kategoriach opozycji czy alternatywy”[6]. Jak pisał Edward Balcerzan:

autotematyzm ujawnia potencjalną i obecną w każdym dziele literackim partyturę dla „badacza”. Każdy tekst poetycki, będąc realizacją podstawowych reguł języka poetyckiego, można traktować jako model poezji „w ogóle”. […] Nastawienie na tekst jako na wypowiedź o poezji jest właśnie, jeśli tak można powiedzieć, poszukiwaniem w „czytelniku” – „badacza”[7].

Wskazywał tym samym na konieczność postrzegania autotematyzmu nie (tylko) jako jeden z konstruktów krytyczno-literackich, ale jako immanentą cechę dzieła literackiego, ujawniającą się mniej lub bardziej wyraźnie w każdym dziele. Tym samym też, każde uwydatnienie tej cechy w dziele wpływa na konstrukcję podmiotu – empiryczny podmiot poprzez tekstualizację i dalej, wyraźne zaznaczenie swojej tekstowej natury, staje się podmiotem sylleptycznym[8], „autobiograficznym i kreacyjnym zarazem”[9]. Pojęcie autotematyzmu znajduje więc zastosowanie nie tylko w opisie praktyki pisarskiej, nie tylko przy kategoryzacji historyczno-literackiej, a – jak się wydaje – teorii podmiotowości.
            Trzeba więc zadać pytanie: czy rozumienie autotematyzmu i autotematycznej refleksyjności podmiotu jako cech każdego dzieła i „jako schemat obnażania chwytów konstruowania tekstu, przekraczania jego pozornej autonomiczności na poziomie meta-”[10], może być zastosowane przy okazji stwierdzenia o alienującej dla podmiotu samoświadomości swojej tekstowości i  – podobnie alienującej – samoidentyfikacji siebie jako poety? Jak najbardziej tak, ponieważ Dycki umiejętnie przenosi środek ciężkości autotematyzmu z pogranicza dyskursu na pogranicze podmiotu. Praktyka autotematyczna nie służy w poezji autora Dziejów rodzin polskich wyczerpanej (i wyczerpującej) autoreferencyjności, obronie przed degradacją do figury tekstowej indywidualności twórczej, czy formułowaniu/ zaprzeczaniu literackości i nieliterackości. Dycki przyjmuje i pojmuje poezję, by rzec, z całym dobrodziejstwem inwentarza i konsekwentnie konstruuje podmiot wyobcowany, konsekwetnie kreuje obraz podmiotu-poety jako Innego.
            Nie będzie chyba nadużyciem powiedzieć – „przyjęło się” – że współcześnie, a przynajmniej na gruncie polskim, poetę (czy nawet figurę poety) postrzega się w formie dwu przeciwnych sobie modeli: w duchu poromantycznym, rewolucyjnym – jako „ucieleśniony symbol wolności”[11] – lub alternatywnie, w duchu nieco „pozytywistycznym”, reakcyjnym – jako „towarzyszącego ruchom, uczestnika i prowokatora zmiany”[12]. Problemem, jaki dostrzegam przy tej binarnej opozycji, jest sinusoidalne rozumienie przemian – gdzie każdemu A towarzyszy odpowiednio oddalone i odpowiadające minus A, w miejsce, np. ruchu po wstędze Mobiusa, której znakomitym przedstawieniem jest symbol recyklingu (a zatem przemiana, aktualizacja, nie: krzywa zmierzająca donikąd) – a przede wszystkim brak miejsca na trzecią opcję: moim zdaniem bowiem Dycki, mimo rozmaitych starań tekstowych, reprezentuje ponowoczesny podmiot „płynny”, który w swoich wierszach jednocześnie sugeruje autotematyzm, a jednocześnie autotematyzm oddala, bo – jak dla każdego „płynnego” podmiotu – „ostateczny cel indywidualnych wysiłków autokreacyjnych [a jako takie należy rozumieć wątki autotematyczne wpływające na kreację podmiotu – przyp. aut.] jest z zasady i nieodwołalnie nieokreślony, nieznany i narażony na częste i głębokie zmiany”[13]. Wydaje się, że podmiot interesujących nas wierszy pozoruje swoją stałość, niezmienność i silne ugruntowanie w rzeczywistości pozatekstowej – robi to, rzecz jasna, mniej wyraźnie niż podmiot(y) np. Adama Wiedemanna, lecz wydaje się, że innej możliwości, po prostu, nie ma[14], a wszystkie pozoracje opiera na konsekwentnej grze z konwencją, stylem i samą konsekwencją[15].  Przypomnijmy znany wiersz Dyckiego (wywołujący zresztą wątki autoparafrazy i autotematyzmu):

to nie jest tak że zapominam
choć nieczęsto wyprawiam się w przemyskie
przychodzą do mnie ludzie których
dzisiaj już nie ma np. siostry Serotyńskie

ostatnimi czasy nie wyprawiam się równie
chętnie w przemyskie ale to nie jest tak
że zapominam o Argasińskich Zabrońskich
o których musiałem w końcu napomknąć

istotą poezji jest nie tyle zasadność
co bezzasadność napomknień i powtórzeń[16]

Powtórzmy: nie tyle zasadność, co bezzasadność. Co to znaczy? O czym to świadczy? Nie wiadomo co. Nie wiadomo o czym. Wbrew pozorom jest to bardzo dobra odpowiedź oddająca kondycję płynnego podmiotu, choć niezadowalająca literaturoznawczo. Rozwińmy: w myśl wiersza „zasadność” i „istota poezji” – obie przywołane przez wystąpienie w tekście – polega na nieustannej cyrkulacji, która jest bezzasadna z samego tylko faktu, że jest nieustanna. Tak samo uwydatnienie wątku autotematycznego i mówienie o „istocie poezji” – jego znaczenie dla wiersza, dla twórczości autora, dla literatury – świadczy o konieczności i niekonieczności powtarzania, powrotów, przypomnień. Samoświadomość wyobcowanego podmiotu Dyckiego, wyrażana w wątkach autotematycznych, jest w rzeczy samej ponowoczesna – więc chwiejna, płynna, nieustalona raz na zawsze – a tym samym pogłębiająca wyobcowanie podmiotu. Poeta wie i nie wie po co być poetą; wie tylko to: poezja jest po to, żeby być.  

żyjemy tak płytko że nie możemy napisać
autobiograficznej powieści natomiast dziennik
prowadzimy starannie z dbałością
o najmniejszy bodaj kamyk który w dniu

wczorajszym znalazł się w ręku
i powierzył nam swoją nagość
wprawdzie w dzienniku stoi (przepraszam
za rusycyzm) że jedliśmy spaliśmy

i budziliśmy się wciąż przy tym samym
kamieniu nie wiadomo jednak
o czyje przyrodzenie chodzi o ile dobrze
odczytuję zapiski sprzed lat[17]

Nie chodzi tu o utrzymanie waloru „autentyku”, jak w literaturze dokumentu osobistego, dziennikach, sylwach współczesnych, itp., nie chodzi o konfesyjność, mimetyzm, czy przeciwnie, fikcjonalność i dekonstrukcję. W pewnym stopniu chodzi o bunt przeciwko schematyczności podziałów, przeciwko nazbyt uproszczonej klasyfikacji i wreszcie, aktualizację pozycji literatury, dla której granica między „osobą prywatną pisarza” a działalnością artystyczną jest płynna (lub nie istnieje), więcej, dla której nie istnieje coś takiego jak „osoba prywatna pisarza”. Jak pisze Elżbieta Winiecka:

Istota podmiotowości sylleptycznej zawiera się w tym, że trudno już mówić o jakimkolwiek Innym ewokowanym przez tekst. Współzależność podmiotu tekstowego i podmiotu autorskiego jest tak silna, że nie sposób wskazać granicy pomiędzy dziełem artysty, a jego życiem. […] Życie artysty staje się bowiem dziełem sztuki, zaś sztuka oddziałuje na kształt jego życia[18].

Problem jednak w tym, że i to jest niewystarczające – a autor Piosenki o zależnościach i uzależnieniach wydaje się zdawać sobie z tego sprawę. Po pierwsze, sylleptyczny podmiot Dyckiego nie musi dokonywać wyłomu dla swojej sylleptyczności, to w literaturze stało się już wcześniej. Bohater liryczny Dyckiego może tylko, mówiąc oksymoroniczne, coraz wyraźniej zacierać ustanowioną granicę, a także – co ważniejsze – wskazywać, że stan sylleptyczności podmiotu również nie jest wystarczający. Po drugie, poezja Tkaczyszyna-Dyckiego, mimo że poważna do szpiku kości, przesiąknięta jest żywiołem ironii i czarnego humoru[19]. Być może trudno dostrzec to przez miraże tradycji barokowej[20], wywoływanej za każdym razem, kiedy wymawia się nazwisko „Dycki”, być może ciemna tematyka wierszy przysłania gorzko-radosne poigrywania poety. Właśnie tak rozumiałbym autotematyczne wątki w poezji Dyckiego – jako jeden z poziomów gry, igraszki, a że zazwyczaj śmiertelnie poważnej[21], nieważne:

Tumor linguae

w sąsiednim pokoju umiera moja matka
odkąd pamiętam umiera raz po raz w małym
pokoju dolnym a kiedy indziej w większym
górnym właśnie zaczynam w nim urzędowanie

na czym polega moje urzędowanie piszę wiersze
proszę państwa pochylam się nad zmyśloną kartką
papieru jak nad samym sobą i spływa na mnie
natchnienie migotliwe światło zapalam je raz

po raz w ciemnym pokoju dolnym bądź górnym
w zależności od rozwoju sytuacji odkąd pamiętam
nie mam stosunku proszę państwa do napisanego
i skończonego wiersza do widzenia moja najdroższa[22]

Matka jest prawdziwa i zmyślona, poeta jest prawdziwy i zmyślony, kartka papieru jest prawdziwa i zmyślona, a tylko wiersz pozostaje naprawdę. Żywioł ironii u Dyckiego pozwala łączyć dwie kwestie: jeśli życie i śmierć są sprawą wiersza – są naprawdę. Jeśli zaś wiersz jest sprawą życia i śmierci i tylko wiersz pozostaje – bardzo łatwo przy tym poczucie samotności, bardzo łatwo o jakąś doprawdy kosmiczną osobliwość.
            Na koniec wróćmy jeszcze do początku:

Początek tygodnia

w naszym przygranicznym miasteczku
(co nad jedną małą rzeką i nad drugą małą
rzeką leży) śmierć się w poniedziałki
pokazywała w dzień targowy gdy wybór był wielki

nad jedną małą rzeką i nad drugą małą
rzeką (co do nas ze świata pewnie płynie
i potem w świecie gdzieś przepada) śmierć
każdą błyskotkę sprzedać chciała i każdą

kupić za bezdurno a baby ze śmiercią gadały
ach jak się ze śmiercią głośno pospolitowały
po imieniu sobie mówiły moja kochaneńka
a wszystko przez te grzebienie fartuszki lusterka[23]

Dumka

jeszcze nie umiem słowa Polska
jeszcze się waham wymówić jednym
tchem Polska i Ukraina Ojczyzna
Rodzicielka słowo zupełnie bez przyszłości

cóż ono znaczy: Matka w grobach
swoich synów wiedzą o tym
którzy narodzili się wczoraj w dawno
zapomnianych pieśniach bohaterskich

dlatego jeszcze nie umiem
słowa Polska gdy wielu
zdążyło się nim nasycić
i zadręczyć innych[24]

Powtórzenie jest tyle bezzasadne, co zasadne. Uprzednio komentowałem tylko pierwszy z dwu przytoczonych wierszy, teraz pozwolę sobie skomentować tylko drugi z nich. Nie jest to przejawem nadmiaru swobody, przeciwnie, to zabieg celowy, mający na celu zobrazować proces lektury, w którego przebiegu nawarstwiają się częstokroć przeciwstawne odczytania wierszy. Przedstawiona propozycja rozumienia wątków autotematycznych w twórczości autora Kamienia pełnego pokarmu rzuca światło na interpretacje, które dotychczas pozostawały w cieniu: Dycki jako poeta osobności, jako poeta samotności, poprzez chwyty autotematyczne udowadniający głęboką samoświadomość charakteru swojej poezji, buduje określoną wspólnotę. Poza tym, wskazując w jednym wierszu „istotę poezji” – powtarzanie i napominanie zarówno „śmierci”, jak „błyskotek”, ramowanie nieskrępowanego języka, archaizowanie żywej mowy, ogrywanie rozmaitych przeciwieństw – w innym zaś wskazując zależność od realności, uzależnienie od jej kontekstu, zaznacza potrzebę ponownych i ponownych odczytań. Autorefleksyjność poezji Dyckiego sprawia, że podmiot może sytuować się po obu stronach granic jednocześnie.

Bibliografia
Bauman Z., Płynna nowoczesność, Kraków 2006.
Dalasiński T., „Ja” w stanie przejścia. Podmiot jako przedmiot dyskursu literaturoznawczego drugiej nowoczesności : na materiale twórczości poetyckiej Adama Wiedemanna, [rozprawa doktorska napisana pod kierunkiem dra hab. Aleksandra Madydy, prof. UMK], Toruń 2014.
Foucault M., Szaleństwo i społeczeństwo, [w:] Filozofia, historia, polityka. Wybór pism, tłum. i wstęp D.Leszczyński i L. Rasiński, Warszawa–Wrocław 2000
Grądziel-Wójcik J., Perpetuum mobile, czyli kilka uwag o autotematyzmie, „Forum Poetyki” 2015, nr 2, s. 108–119.
Hoffmann K., Dubitatio. O poezji Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego, Szczecin 2012.
Kaczmarski P., Wyrastanie z wielogłosu, http://www.biuroliterackie.pl/biblioteka/debaty/wyrastanie-z-wieloglosu/, 7 marca 2016, [dostęp: kwiecień 2016].
Kopkiewicz A., Na kresach erotyzmu, wobec niemożliwego: eksces w poezji Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego, „Ruch Literacki” 2010 z. 1, s. 77 –91.
Nycz R., Język modernizmu, Wrocław 1997.
Pertek G., Schizografia. Lustrzane pismo Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego, [w:] Poezja polska po roku 2000. Diagnozy – Problemy – Interpretacje, red. T. Dalasiński, A. Szwagrzyk, P. Tański, Toruń 2015, s. 252–265.
Pokarmy. Szkice o twórczości Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego, red. P. Śliwiński, Poznań 2012.
Sandauer A., Liryka i logika. Wybór pism krytycznych, Warszawa 1971.
Staśko M., Pograniczenia epoki. Neo-barokowość / nie-barokowość Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego (I), „Szafa” 2015, nr 55, http://szafa.kwartalnik.eu/55/html/presents/stasko.html.
Staśko M., Pograniczenia epoki. Neo-barokowość / nie-barokowość Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego (II), „Szafa” 2015, nr 56, http://szafa.kwartalnik.eu/56/html/presents/stasko.html.
Tkaczyszyn-Dycki E., Rzeczywiste i nierzeczywiste staje się jednym ciałem. 111 wierszy, wybór i posłowie J. Gutorow, Wrocław 2009.
Winiecka E., Białoszewski sylleptyczny, Poznań 2006.




Summary: 
Alienation of the lyrical subject in Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki’s poems was pointed out in literature several times. Presentation of alienation, loneliness and otherness in his poetry is realized through continous returning to the topic of ilness (both physical and mental), blurring own nonheteronormative sexual identity and constant returning to the experience of everyday life in former polish Eastern Borderlands (Kresy Wschodnie)Lyrical subject from Dyckis’ poems identifies himself as a poet and demonstrates high level of self-reflexivity – self-reference and metafiction are used to strengthen his sense of estrangement, alienation and loneliness. The poet becomes the other/stranger not only by the mere fact of being a poet, but through conscious self-identification of himself as the other. The clearer the fictional, textual nature of subject is, the stronger is his loneliness.

Key words: Tkaczyszyn-Dycki, contemporary polish poetry, metafiction, self-reference, borderlands

Słowa klucze: Tkaczyszyn-Dycki, współczesna poezja polska, autotematyzm, pogranicza




[1] E. Tkaczyszyn-Dycki, Początek tygodnia, [w:] tegoż, Rzeczywiste i nierzeczywiste staje się jednym ciałem. 111 wierszy, wybór i posłowie J. Gutorow, Wrocław 2009, s. 5.
[2] Tenże, Dumka, [w:] tegoż, dz. cyt., s. 95. W innym tomie Dyckiego (Piosenka o zależnościach i uzależnieniach) wiersz występuje bez tytułu z porządkowym numerem XI. Por. tenże, Piosenka o zależnościach…, Wrocław 2009, s. 15. Jest to zresztą charakterystyczne w jego twórczości – porównując pierwsze wydania tomików z wydaniami zbiorowymi łatwo dostrzec, że utwory okrawane są z zaplanowanych tytułów na rzecz rzymskiej numeracji. To dość interesujące względem obiegowego stwierdzenia „Dycki wciąż pisze ten sam wiersz”, choć kwestię mogę tu jedynie zasygnalizować.
[3] Zob. Pokarmy. Szkice o twórczości Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego, red. P. Śliwiński, Poznań 2012, tu szczególnej uwagi jest warty tekst Anny Kałuży Po obu stronach granicy. Postacie poezji w twórczości Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego o modelach wiersza (przednowoczesnym, nowoczesnym i ponowoczesnym) w twórczości poety. Zob. także A. Kopkiewicz, Na kresach erotyzmu, wobec niemożliwego: eksces w poezji Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego, „Ruch Literacki” 2010 z. 1, s. 77–91.
[4] Warto dodać, że chodzi o obcość skrajną, bo Dycki wyzyskuje także niejednolitość i zróżnicowanie dyskursu dla podkreślenia nie wyjątkowości, a wyobcowania swojego podmiotu. „Istnieją jednostki, których słowa są bardziej święte niż innych, lub też przeciwnie, których słowa są bardziej puste i czcze niż innych i którym z tej przyczyny, kiedy mówią, nie daje się takiej samej wiary, bądź też słowa ich nie wywołują takiego samego skutku, jak słowa jednostek normalnych. To, co mówi prorok w społeczeństwie typu judaistycznego, lub to, co mówi poeta w większości społeczeństw, nie ma takiego samego statusu, jak to, co mówi każda inna osoba”.  M. Foucault, Szaleństwo i społeczeństwo, [w:] Filozofia, historia, polityka. Wybór pism, tłum. i wstęp D.Leszczyński i L. Rasiński, Warszawa–Wrocław 2000, s. 83.
[5] Zob. A. Sandauer, Liryka i logika. Wybór pism krytycznych, Warszawa 1971. Zob. także. J. Grądziel-Wójcik, Perpetuum mobile, czyli kilka uwag o autotematyzmie, „Forum Poetyki” 2015, nr 2, s. 108–119.
[6] J. Grądziel-Wójcik, dz. cyt., s. 116.
[7] E. Balcerzan, Przez znaki. Granice autonomii sztuki poetyckiej. Na materiale polskiej poezji współczesnej, Poznań 1972, s.77. Cyt. za J. Grądziel-Wójcik, dz. cyt., s. 111.
[8] „‘Ja’ sylleptyczne – mówiąc najprościej – to ‘ja’, które musi być rozumiane na dwa odmienne sposoby równocześnie: a mianowicie jako prawdziwe i zmyślone, jako empiryczne i jako tekstowe, jako autentyczne i jako fikcyjno-powieściowe”. R. Nycz, Język modernizmu, Wrocław 1997, s. 108.
[9] E. Winiecka, Białoszewski sylleptyczny, Poznań 2006,  s. 41.
[10] T. Dalasiński, „Ja” w stanie przejścia. Podmiot jako przedmiot dyskursu literaturoznawczego drugiej nowoczesności : na materiale twórczości poetyckiej Adama Wiedemanna, [rozprawa doktorska napisana pod kierunkiem dra hab. Aleksandra Madydy, prof. UMK], Toruń 2014, s. 85.
[11] P. Kaczmarski, Wyrastanie z wielogłosu, http://www.biuroliterackie.pl/biblioteka/debaty/wyrastanie-z-wieloglosu/, 7 marca 2016, [dostęp: kwiecień 2016].
[12] Tamże.
[13] Z. Bauman, Płynna nowoczesność, Kraków 2006, s. 14.
[14] Trudna do wykonania klasyfikowalność wierszy Dyckiego świadczy nie tyle o jego wyjątkowości czy nieprzystawalności poetyckiej, ile o tym, że Dycki jest jednym z wybitnych polskich postmodernistów. Wartą odnotowania pracą na temat historyczno-literackich klasyfikacji Dyckiego jest praca Mai Staśko, publikowana w dwu częściach: zob. M. Staśko, Pograniczenia epoki. Neo-barokowość / nie-barokowość Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego (I), „Szafa” 2015, nr 55, http://szafa.kwartalnik.eu/55/html/presents/stasko.html, M. Staśko, Pograniczenia epoki. Neo-barokowość / nie-barokowość Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego (II), „Szafa” 2015, nr 56, http://szafa.kwartalnik.eu/56/html/presents/stasko.html.
[15] Podobnemu maskowaniu podlega też ponowoczesność poezji Dyckiego – maskę tworzy tu obfite czerpanie z tradycji literackiej i przednowoczesnych modeli wiersza.
[16] E. Tkaczyszyn-Dycki, ***( to nie jest tak, że zapominam), [w:] tegoż, Rzeczywiste i nierzeczywiste…., s. 25.
[17] Tenże, *** (żyjemy tak płytko że nie możemy napisać), [w:] tegoż, dz. cyt., s. 65.
[18] E. Winiecka, dz. cyt., s. 44.
[19] Por. K. Hoffmann, Dubitatio. O poezji Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego, Szczecin 2012; G. Pertek, Schizografia. Lustrzane pismo Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego, [w:] Poezja polska po roku 2000. Diagnozy – Problemy – Interpretacje, red. T. Dalasiński, A. Szwagrzyk, P. Tański, Toruń 2015, s. 252–265.
[20] Trzeba wskazać, że nawiązywanie przez Dyckiego do staropolskiej genologii w formach i tytułach wierszy – dumka, epitalamium, sielanka, idylla, palinodia, nekrolog, tren, lament, plankt, nenia itd. – ma wymiar także autotematyczny. To nie tylko wykorzystanie/przekształcenie określonej formy z rezerwuaru dawnych gatunków, ale też wskazanie literackości i samoświadomości o literackości wierszy. Ciekawie prezentuje się tytuł pierwszego z tomów Dyckiego Nenia i inne wiersze – czytelnik niewyposażony w fachową wiedzę może interpretować wyrażenie „Nenia” nie jako starorzymskie pieśni żałobne/imię bogini rzymskiej, ale jako imię żeńskie.
[21] Nie bez znaczenia jest także charakterystyczny sposób prezentacji wierszy przez Dyckiego, wygłaszającego wiersze z pamięci, niskim tonem, przygiętego w pół.
[22] E. Tkaczyszyn-Dycki, Tumor linguae, [w:] tegoż, dz. cyt., s. 90.
[23] Tenże, Początek tygodnia, [w:] tegoż, dz. cyt., s. 5.
[24] Tenże, Dumka, [w:] tegoż, dz. cyt., s. 95.

1 komentarz:

  1. Zastanawiam się, czy wielość pograniczy u Tkaczyszyna-Dyckiego i sylleptyczność podmiotu to nie główne, właściwie, problemy tej poezji. Problemy, jak mi się wydaje, trudne do uchwycenia i opisu, bo ciągle rozmywające się, a przez to tak dobrze współgrające z kontekstem ponowoczesności. Jeśli chodzi o autotematyzm, to - wraz ze wspomnianymi problemami - pozwala dostrzegać w tej poezji niezwykłą dynamikę, obserwować przejścia między figurami podmiotu i Innego, co w tekście wydaje mi się szczególnie cenne. Pytanie, jeśli miałabym je sformułować obok komentarza, brzmiałoby natomiast: czy gry podmiotu, o których mowa w tekście, można odczytywać jako zabiegi rozpoznawania na gruncie wiersza niemożności ustanowienia się wobec warunków pogranicza (rzeczywistego lub tekstowego)? Monika Brągiel

    OdpowiedzUsuń